sobota, 31 maja 2014

22.05.2014

Josip Generalić był synem swojego ojca i potrafił to wykorzystać. Malował na szkle, prymitywne obrazy, pokazujące Beatlesów, życie na wsi i koguty.

Miał troszkę łatwiej, ponieważ jego ojciec Ivan przetarł mu trochę szlak i to on jako pierwszy w całej wsi, gdy jeszcze nie było łazienek, a większą część domu stanowiły pomieszczenia gospodarcze, zaczął przygodę ze sztuką. Dzięki staraniom dwóch byłych żon Josipa można oglądać jak żyliśmy ponad 100 lat temu, w świetnie zachowanym skansenie.

Na miejscu również można kupić oryginalne pracę (ceny zaczynają się od 500 kn za kwiatka) oraz reprodukcje (30 kn).
Za 2 000 euro można stać się właścicielem obrazu, z galerii żon sławnego malarza. Bardzo miłe i gadatliwe panie, zaproszą do domu na herbatę i omówią każdy detal prac byłego męża.
Jedna rzecz, którą trzeba im oddać, to fakt, że stworzyły wielkie muzeum i mała miejscowość za Koprivnicą stała się celem dla wielu fanów sztuki prymitywnej.
Nasza wycieczka troszkę pieniędzy tam zostawiła. Ja się nie skusiłam. 

18.05.2014 Ljubljana

Ljubljana Ljubljana to definitywnie miasto, które należy zobaczyć.

Mimo, że Bałkany cierpiały z powodu ulewnych deszczy, weekend 17-18.05. był dość spokojny.
W niedziele parking był bezpłatny i o dziwo, mimo konieczności parkowania równoległego udało mi się dość szybko i sprawnie znaleźć odpowiednie miejsce, przy Muzeum Narodowym w samym sercu miasta.

Panował tam niesamowity ruch, początkowo myślałam, że spowodowane jest to jakimś festynem czy ślubem, który odbywał się w położonym niedaleko kościółku. Nic bardziej mylnego, osoby prywatne podjeżdżały, co chwilę z paczkami żywnościowymi, wodą, ubraniami i innymi darami dla powodzian.
Nikogo nie trzeba było prosić o zgrzewkę butelek z wodą, społeczeństwo samo z siebie zorganizowało punkty i każdy, kto mógł podrzucał niezbędna produkty.

Powódź jaka dotknęła wschodnią Chorwację, Bośnię i Serbie, jest na prawdę przerażająca, a ogrom strat niewyobrażalny, zalane zostały całe miejscowości, calutkie, ani jeden dom nie uchował się z kataklizmu.

Ljublajana okryta jest olbrzymim, pięknie utrzymanym parkiem, z halą sportową i niezliczoną ilością biegaczy i rowerzystów. Trafiłam na wystawę poświęconą naturze Słowenii sLOVEnia dzięki czemu zlokalizowałam:

Po kilku nieudanych próbach i błądzeniu po blokowisku, trafiłam do centrum. Miasto faktycznie miksuje w sobie całą Europę. Kanał po którym można przepłynąć statkiem, trzy krzyżujące się mosty, małe rynki, wąskie uliczki i przesmyki, zamek średniowiecznych rycerzy i koślawa kubatura jugosłowiańskiej architektury w jednym. Warto urządzić sobie porządny spacer wzdłuż rzeki aż do końca strefy dla pieszych. Można natrafić na świetny street art, salon Agent Provocateur i teatr dla ludzi od ludzi z powypisywanymi na ławkach hasłami.













Co krok, uwagę przykuwa fontanna, pomnik czy inny ciekawy detal architektoniczny. Bałkańska wycieczka jako punkt obowiązkowy powinna mieć wizytę w Ljubljanie. Tymbardziej, że na Ljubljanski grad wspinały się nawet brązowe jamniki

środa, 29 stycznia 2014

29.01.2014

Kto by pomyślał, jak łatwo i szybko nazywa się pewne miejsca domem.
Dziś wracam do domu o 18:00, będę w domu za 10 minut.
Nic z tego przecież to nie jest mój dom, tak właściwie. Dom jest gdzieś jeden, a reszta to miejsca tymczasowego pobytu.
Mogę poraz kolejny zameldować się w Chorwacji, co ciekawe, spędziłam tutaj 4,5 miesiąca w roku, więc już jestem prawie tutejsza.
Niezykłe jest to jak dobrze się pamięta słyszany obcy język. Nie mam problemów, żeby się porozumieć na podstawowym poziomie, zrobię zakupy, kupię kartę do telefonu, zapytam o drogę i przeprosze.

Zagrzeb tym razem przywitał mnie wizją godzinnego oczekwiania na taksówkę, musiałam korzystać z usług innego przewoźnika, było dość dużo śniegu i kilka stopni poniżej zera, chociaż mogłabym przyznać, że -4 jest cieplejsze niż dobre, polskie -4.

Tym razem zostaje miesiąc, czas leci jak oszalały i boję się, że nie zdąże zrobić wszytskiego co zaplanowałam.

środa, 26 czerwca 2013

26.06.2013

Wypadłam z obiegu, a chyba sobie postawie leżankę w pracy i nie będę z niej wychodzić.
Pogoda paskudka, znowu deszcze i zimne wiatry, więc nie sprzyja to również aktywności mojej.

We wtorek Chorwacji mieli święto narodowe więc większość miała długi weekend, a nawet długi tydzień.
Dni mijają bardzo szybko, w najbliższy weekend nad jeziorem będą organizowane trzy dni fajerwerków i to jest chyba najlepsza wiadomość dla mnie, bo wybieram się porobić kilka fotek.

Jest to w ogole wielki festiwal i małe zawody na najlepiej przygotowany pokaz, będzie zatem dużo ludzi i dużo atrakcji.

wtorek, 18 czerwca 2013

18.06.2013

Samotności masz Ci los.
I wiadome jest, że niczego nie ukryje. Vlado dziś zauważył, że jestem taka smutna i nie ta sama, która z Zagrzebia wyjechała, miał racje całkowitą, bo przecież obcięłam włosy.
Piotrek na to powiedział, że musi być mi gorąco od wewnątrz w sensie, że zjadają mnie myśli, chociaż przez tą klimatyzację stopy miałam całkiem zimniutkie.

Nie wiem już sama, czy myślę o watahach wilków czy o biedronkach, które zawsze są rodzaju żeńskiego.
Jedno jest pewne wczoraj wracałam do mieszkania rowerem, po wypiciu piwa, co okazało się być sprawą kontrowersyjną.
Ja, tutaj mimo usilnych starań kontrowersji nie widzę, bo po dwóch piwach można legalnie wsiąść za koło, a moja rowerowa motoryka jest znacznie obniżona w porównaniu z autem. Mniejsza z tym na głównej ulicy w Zagrzebiu spadł mi kapelusz i poturlał się gdzieś między samochodami. Turlał się turlał i wyglądał najsamotniej na świecie chyba ten mój kapelusz.
Nic to jednak jakiś młodzian ruszył mi z pomocą, temperatura chyba nie schodzi poniżej 30 stopni, nawet nocą, ale nie włączałam jeszcze klimatyzacji, wolę jak jest ciepło, a dość wymarzę w pracy.

Dni ciągną się wyjątkowo leniwie, mam nawet czas, żeby umieszczać codziennie posty. Mam nadzieję, że uda mi się wrócić chociaż na godzinkę do lektury Garbusa, bo losy Porsche całkowicie mnie wciągnęły.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

17.06.2013

I tak jak to bywa zazwyczaj dziś nie zrobiłam nic, co miałam teoretycznie zaplanowane.

Mój rowerek za to stał się szczęśliwym posiadaczem trąbeczki dzwoniącej żółwika, co jest prezentem od mojego pokoju więc wszytsko okej strasznie się cieszę, że mam tutaj taką wesołą ekpię.

Temperatura osiągnęła dziś 36 stopni i jest paląco, pali się niebo nad górą i nie ma czym oddychać, w końcu mamy tą Chorwację, o której mowa. Szkoda, że mój balkon jest oświetlony jedynie od wschodu więc opcja wylegiwania się z książką chyba nie wchodzi w grę.

Dziś zamówiłam sobie nijoki z wołowiną na obiad, dobrze, że działa u nas klimatyzacja inaczej ciężko byłoby cokolwiek zjeść, chyba najwyższa pora przerzucić się na owoce.


niedziela, 16 czerwca 2013

16.06.2013

Zagrzeb dziś jest wyjątkowo piękny.
Temperatura osiągnęła 32 stopnie, ale upał za bardzo mi dziś nie doskwierał, zapewne to zasługa krótszej fryzury, bo przecież 70% ciepła promieniuje przez głowę, oczywiście uśmiecham się lekko pod nosem pisząc dokładny opis mojej sytuacji.

Z księżyca został tylko paznokieć, a światła migoczą na górze jak małe robaczki, których pewnie nigdy w życiu nie widziałam, ale tak sobie je właśnie wyobrażam.
Jest zadziwiająco cicho, mimo, że to środek miasta. Słyszę szczekanie psa i świerszcze, jest to całkiem słodka melodia, a ja czuje się strasznie spokojna. 
Upał nie odpuszcza po zmroku, nadal powietrze jest ciężkie i nieznośne.
Zastanawiałam się, co w taką pogodę robią wszystkie zagrzebskie komary i komarzyce, bo na pewno nie jest to znakomity czas na polowania. 

Podróż przebiegła spokojnie, mnóstwo chmur kłębiło się nad Polską, sytuacja uspokoiła się dopiero w Niemczech. W Monachium byłam całe 15 minut i to biegusiem. Najważniejsze, że ludzie wiedzą, że na ruchomych schodach, których musiała pokonać aż 4 sztuki mijając kolejne pasaże handlowe, stoi się po prawej stronie, bo mamy ruch prawostronny, a lewa strona zostawiona jest dla obiektów szybkich, niemalże rakietowych osiągających 4 Mach`y. Niestety przede mną wyrosła kolejka paszportowa na około 100 osób do jednego stanowiska, a że nie lubię się wpychać na cwaniaka, po krótkich rachunku sumienia poprosiłam wysokiego czarnoskórego, żeby mnie wpuścił bo dokładnie za 7 minut zamykają moją bramkę, uśmiechnął się i wstrzymał kolejkę.
Pan stojący przed nim nie był niestety tak życzliwy.

Lecieliśmy do Zagrzebia nowym Bombardierem, Niemcy się chwalą. Miał tapicerkę w szare kropki. Podróż minęła mi wyjątkowo szybko, nie tylko ze względu na brak postoju w Monachium, ale również z powodu pożeranej przeze mnie lektury Andrea Hiott Garbus. Polecam serdecznie każdemu, któremu motoryzacja nie jest obojętna, interesuje się historią i lubi uszczknąć dla siebie trochę wielkich pasji i marzeń. 
Lecąc, zazwyczaj mam nos wlepiony w szybę okna, ale dziś chmury wyjątkowo przetaczały się po niebie, wyglądają całkiem jak wata cukrowa i jestem pewna, że tak właśnie smakują.
Dodatkowo dziś moją uwagę przykuł sam samolot, bo jest to maszyna, co najmniej dziwaczna, ale doskonale przyuczona zasad areodynamiki.
Samoloty interesowały mnie od zawsze, w końcu mieszkałam na lotnisku, ale teraz jak poziom mojej świadomości na temat rzeczy, których jeszcze nie wiem, odrobinę się zwiększył, zastanawiam się nad strukturą skrzydła, jak bardzo musi wychylić się lotka, dlaczego zmiana kąta o 6 stopni drastycznie spowalnia samolot, z czego zrobione są opony, jakie mamy tarcie, jak działa napęd dociskający ramię pneumatyczne do koła, kiedy się ono samo przestaje kręcić po oderwaniu od ziemi i czy samolot sobie coś z tych zasad w ogóle robi, czy przyjął taktykę każdego szanującego się trzmiela i ma to w odwłoku.

Ludzka pamięć jest strasznie zawodna, a na lekcjach matematyki za dużo przysypiałam, albo paraliżował mnie strach przed matematyczką i nie mogłam przypomnieć sobie dokładnie, jak wyglądały te wszystkie zależności, ale dla mnie załadowanej w kadłubie wartość +/- 1 robi drastyczną różnicę.

Zdjęcie jakie jest każdy widzi, lepsze dziś nie będzie.