piątek, 26 kwietnia 2013

Dziś, jak w każdy piątek możemy sobie zamówić rybkę, padło na pstrąga z ziemniakami, więc wszystko pięknie.
Pomału wszyscy zbierają się do domu. Pojechały już kolejne osoby, do wtorku zostanie nas jedynie trójka, z czego każdy wybiera się w stronę wybrzeża na długi weekend majowy.
Na szczęście przyjeżdża moja rodzinka więc jakoś mi ten czas upłynie milej, ponoć są tutaj straszne tłumy na majówkę i ciężko się znaleźć wolne miejsce noclegowe, ale to nic zobaczymy w razie czego mamy bazę w Zagrzebiu.

Kolejny szał w pracy zacznie się zapewne dopiero po 6 maja, cieszę się, że sobie troszkę wypocznę i wygrzeję w Słońcu.
Nadal nie mam internetu i nie wiem kiedy będę miała :)


czwartek, 25 kwietnia 2013

Gorączki ciąg dalszy

Załamania pogody trwają maksymalnie dwa dni, jest troszkę pochmurnie i od czasu do czasu pada. Większość czasu jednak, mamy 25 stopni. Jest słonecznie i bardzo ciepło.
Rano wychodzą na balkon i jem śniadanie z rozmarynem, dobrze się dogadujemy.
Później idę pieszo do pracy, mam około 4,5 km, albo zabieram się samochodem z resztą polskiej ekipy.

Ogólnie trzymam się krótkich rękawków, nawet rano, czuć, że będziemy mieć kolejny upalny dzień. Chociaż dla Chorwatów nie jest wcale upalnie.
Praca zabiera mi dość dużo czasu, teraz również dochodzi gotowanie i pranie.
Nadal nie mam internetu, więc kontakty są znacznie ograniczone. 


środa, 24 kwietnia 2013

Codzienności

Codzienne życie mnie wciągnęło całkowicie.
W pracy wszystko w porządku nie mam nad internetu i pralka nie odbiera wody.
Dużo spaceruje, zamawiamy sobie obiadki i pijemy piwko po drodze do domku.

Jest super ciepło. Pogoda nas ogólnie tutaj rozpieszcza.
Dziś mamy małą imprezkę z okazji wyjazdu Radka, do domku.

Na weekend nie mam planów ale myślę że gdzieś się wybiorę na wycieczkę nad wodę.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Nowe mieszkanko

Nadal nie mamy neciorka, ale doczekałam się numeru telefonu.
Tutaj kilka przerażających fotek najbardziej ohydnych rzeczy jakie widziałam w życiu.






Tak, tak nie mam miski więc wodę z pralki pralki spuszczałam do szuflady z lodówki, ale potrzeba matką wynalazków, a skarpety trzeba mieć wyprane.
Na balkonie zasadziłam sobie rozmaryn i kwiatki, ale myślę, że rozglądnę się za większą ilością ziół. Ogólnie całe mieszkanie pachnie wodą z pralki, którą udało mi się w końcu otworzyć po jakimś nieokreślonym bliżej czasie.
Woda również nie mogła sobie znaleźć ujścia w wannie, przez te tabuny jakiś dziwnych zarośniętych włosów, a w dozowniku proszku, wczoraj unicestwiłam małą cywilizację.
Tak więc weekend oprócz podróży tramwajem i autobusem po Zagrzebiu, spędziłam na doprowadzaniu mieszkania do względnego porządku.

sobota, 20 kwietnia 2013

Nowe mieszkanko

Ten weekend spędzamy spokojnie.
Poleniuchowałam do 10:00, ale po fali upałów jaka nękała nas w zeszłym tygodniu przyszło ochłodzenie, chmury spowiły góry i pogoda jest dość śpiąca.

Dziś cały dzień przenosiłam swoje rzeczy, została mi największa torba i to by było na tyle. Mam patelnie, garnek, talerze i kubki, więc w miarę jestem zaopatrzona w najważniejsze rzeczy.
W mieszkaniu są dwie pralki, ale żadna z nich nie działa, więc nie mogę na razie zrobić prania, a wypadałoby pomału się nad tym zastanowić.

Postanowiłam się przespać się i już tam i muszę powiedzieć, że jest troszkę smutno w mieszkaniu samemu. Na szczęście jest telewizor i kanały z filmami MGM po angielsku więc mogłam sobie włączyć mimo, że nie ma internetu. Można się go spodziewać w przyszłym tygodniu, więc będę trochę odcięta od świata.

piątek, 19 kwietnia 2013

Piąteczek

Dziś wyszykowaliśmy się na ósmą, ale zamiast do biura w ostatniej chwili zostałam przekierowana na 5 m spacer torami. Wróciliśmy o 15:30 czerwoni jak raki, bo mamy pełne Słońce i 25+.

Coś chyba się nam pogoda zmienia bo wszyscy się kiepsko czują, ja jak na razie trzymam się dobrze.
Do Rijeki z Zagrzebia jedzie się około 4h więc szału nie ma, samochodem est o połowę krócej, ale troszkę drożej.
Nie mam na razie planów na weekend, ale chciałaby zobaczyć w Zagrzebiu Muzeum Techniki. Może więc będzie okazja.




czwartek, 18 kwietnia 2013

Rzymskie budowle


Wczoraj byliśmy na inwentaryzacji dwóch stacji, jedna z nich miała stare urządzenia, semafory kształtowe i nowe również, które nie były używane.
Przy okazji zjedliśmy obiad, bo tutaj normalnie chodzi się na obiady i pojechaliśmy na drugą stację, która otoczona była minami.
Pojazd do rozminowywanie wygląda tak i jest zdalnie sterowany. Robi go firma, która tutaj lokalnie produkuje samochody elektryczne, więc jest to może biedna państwo, ale przynajmniej wspierają swój lokalny przemysł.
Oprócz tego objechaliśmy trochę okoliczne miejscowości. Życie toczy się leniwie, wszyscy około 16:00 piją kawę przed domami, widoki niesamowite.
Okazało się również, że mają swój Giewont. Tym razem jest to księciunio, który strzeże okolicy. Przejeżdżając w tunelu książęcej góry, jesteśmy jakieś 70 km od morza i klimat zmienia się całkowicie.
Wczoraj mieliśmy 25 stopni, gorąc niesamowity, tym bardziej, jak się spaceruje po torach, co niektóre blade twarze Słonko już złapało.

Na zdjęciach można zobaczyć rzymską budowle, która została ładnie odrestaurowana i teraz jest mostem. Jeden z członków naszej ekipy, starszy Pan, który jest ekspertem w swoje branży i pochodzi z Karlovaca, pokazał nam swoje miasto, słynne również z wyrabianego tutaj piwka.
Miasto ma układ gwiazdy i otoczone jest przez 4 rzeki, dwie z nich to Kupa i Dobra, z ciekawszych nazw tutejszych.

Kiedyś to była wielka metropolia, wszystkie statki kierujące się nad morze zatrzymywały się tutaj, towary były przerzucane właśnie przez Karlovac, a teraz, zostały zabite dechami zabytkowe okna kamienic. Nie ma pracy, wszyscy uciekają do Zagrzebia.
Wczoraj zresztą w stolicy występowała Beyonce, ładną mają arenę i dobrą komunikacje w tamtej części miasta.

Oprócz tego, że mam odkręconą klimę na maxa, bo jesteśmy w nasłonecznionym akwarium, nie wiem czy Chorwatom się to podoba, bo dla nich to żaden szał temperaturowy, to rozumiem jakieś 70% co mówią, więc już nie ma tajemnic. Troszkę podszkolę słownictwo i już będę ładnie z nimi govoriti.
Podoba mi się tutaj ogólnie, bardzo. Wczoraj spotkałam dwa jamniki, mieszkają tutaj w domku niedaleko. Jeden to bardzo chciał iść ze mną do domu, przypadliśmy sobie do gustu.

Niebawem przenoszę się do mojego własnego mieszkanka, byłam je wczoraj oglądać. Jest większa sypialnia i pokój dzienno-kuchenny z dość dużą łazienką.
Muszę się troszkę urządzić, ale już teraz mogę powiedzieć, że jest bardzo przytulnie, tym bardziej, że sąsiadujemy z szpitalem psychiatrycznym, sławnym na cały kraj.


wtorek, 16 kwietnia 2013

Życie w Chorwacji

Życie w Chorwacji toczy się strasznie szybko. Dość dużo pracujemy, tym bardziej teraz, terminy mamy dość napięte, ale wszystko na razie jest w porząsiu.
Ledwo wyszłam ze spotkania i zdążyłam zjeść drugie śniadanie, to nawarstwiły się kolejne tematy.
Widzę, że mnie od czasu czytacie dzięki Nati za wspaniałe kwiatki z Polski, tutaj już po przebiśniegach, więc w tych roku mnie ominęły.
Zima jednak tutaj też dość długo trzymała i dlatego nie mamy jeszcze truskawek, zazwyczaj o tej porze sezon truskawkowy w pełni. Może nie mieliśmy tutaj takich kosmicznych temperatur, ale dochodziło do -8.
Jest jednak dość zielono dookoła i wiosna tutaj rozkwita szybciej i intensywniej.

Nie wiem czy to tylko złudzenie, ale wydaje mi się, że jest tutaj również jaśniej. Nawet w pochmurne dni, a Zagrzeb witał mnie deszczem, nie było takiej ciemniej kaplicy jak u nas.
Na szczęście na moim ukradzionym dziadkowi Blackberry, wita, mnie uśmiechnięta buźka Malwiny, na drugim telefonie mam Balusiaka, więc poranki są najczęściej dość wesołe.

Jutro najprawdopodobniej jedziemy z naszymi podwykonawcami do Josipdol, małej miejscowości koło Skradnika, mam nadzieję, że będzie równie słonecznie, jak dziś.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Zagrzeb wieczorny



Tutaj jamnik ze szkła weneckiego i nasza lokalizacja na tle "górnego" Zagrzebia.

Weekend zdjęciowy

Jak pisałam już wcześniej weekend był pełen wrażeń i nawet nie wiem na bieżąco jak opisać światła w Rijeka i w jaki sposób odbijały się one od tafli wody.
Nie wiem również jak najdokładniej opisać Wenecję.

Ciekawsza historia z miasta na wodzie, miała miejsce w małym sklepiku na jednej z bocznych ulic. Tłum niesamowity, nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak wygląda to w sezonie, kłębił się na placach i w pałacu. Jako, że lubię się gubić, przeszłam w boczne uliczki i oglądałam mieszkalną Wenecję z targiem rybnym i wywieszonym praniem w ciasnej uliczce.
Nie ma nic lepszego od tego.
Musiałam kupić wyrób ze szła weneckiego, a co najlepiej wygląda w każdej postaci, oczywiście, czarny jamnik. Nie trzeba było szukać długo każdy zna jamnika, jeden nawet szczekał sobie wesoło w przystani gondoli.
W małym sklepiku siedział duży pan, w okularach na sznurku, na który składały się drobne kulki ze szkła. Czy trzeba mówić coś więcej, jaki przytrafił mi się świetny facet.
Siedział w centralnym punkcie sklepu wśród swoich wszystkich wyrobów ze szkła i rozciągał kolejne maleńkie arcydzieło z małego czarnego szklanego walca.
Tak oto za 3 € stałam się szczęśliwą posiadaczką jamniorcia. Kolejny do kolekcji, ale z miłą chęcią zabrałabym ten wieszaczek do okularów.








Weekend 1

W sobotę rano wybraliśmy się przez "zamek Drakuli" w Postojnie na Słoweni do Wenecji, miasto i wszystko po drodze było wspaniałe. W życiu nie widziałam czegoś takiego.
Widok z wybrzeża na Alpy rzuca na kolana. Spaliśmy w Jesolo 100 m od Adriatyku.

Rano wracaliśmy przez Trieste, stacjonowały tam wojska podczas II Wojny Światowej, Rovinj i nocną Rijeke do Zagrzebia.

Wydaje mi się, że byłam na tygodniowych wakacjach. A te widoki, przy wspaniałej pogodzie około 25 stopni, to chyba wcale nie nadają się do opisania.

piątek, 12 kwietnia 2013

Sava





Troszkę Savy wczorajszej jeszcze. Dziś na obiad jemy Skuse, czyli makrelę, "rybę z rzeki", jak przetłumaczyła Iva, chociaż wcale nią nie jest, ale jest tutaj super pyszna. Kupiłam też Ajvar czyli taką mielonkę bakłażana i pomidorów, a co do pomidorów, to nie jadłam nigdy smaczniejszych i tak pomidorowych pomidorów.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Kąpiele błotne

Dziś ciąg dalszy wypraw. Udało mi się w końcu dojść nad Savę, bardzo ładnie utrzymana rzeka o super czystej, turkusowej wodzie, wygląda na prawdę zjawisko, przy zachodzącym Słońcu, pomijając fakt, że wszędzie, nawet w centrum miasta mamy lokalne wysypiska śmieci. W drodze powrotnej zboczyłam z głównej drogi, gdzie huczało mnóstwo tirów z rejestracjami SLO i poszłam wzdłuż terenów zielonych z jeziorkami. 
Okazało się że to tak zwane wcześniej szachty, jak w Poznaniu i na tym terenie wydobywają materiał wykorzystywany do budowy cegieł.
Jeśli myślicie, że u nas jest syf to patrzcie na to:



 Można tutaj umeblować mieszkanie, przyłączyć kanalizacje i nieźle na tym wyjść. Tutaj nawet żonkile muszą  walczyć o kawałek miejsca.




Tam przy tych cegielniach na częściej uczęszczanych trasach, ziemia była pomarańczowa i błotnista na tyle, że lepiej, żeby moja Mama nie widziała zdjęcia buta. Było już za późno zanim się zorientowałam w co wdepnęłam, a pierwsza zasada turysty nie wracaj się jeśli jesteś za daleko.
Spotkałam się z odnogą Savy, nazwaną smródką, chociaż wcale nią nie była, jeśli przymknąć oko na plastiki, woda była dość czysta.
Okazało, się że to ta sama smródka, która przepływa niedaleko nas, więc kolejne ważny punkt lokalizacyjny. Tam spotkałam pana wędkarza na rowerze. Na wczorajszej imprezce jadłam Skusze, czyli makrele, która nie smakowała jak makrela wcale, a była pyszna, prosto z rzeki z ośćmi i całym osprzętem.
Mieliśmy więc o czym rozmawiać, a moje rozmówki polsko-chorwackie też mi się w końcu przydały.
Z rzeczki wyszłam prosto na tą ulicę, na której chciałam się znaleźć. 
Do Zagrzebskich zwierząt można doliczyć kaczorki, nietoperza, nawet udało mi się zrobić mu zdjęcie i czapla.
Minęłam szpital i znalazłam ładny drewniany domek i fabrykę części do renówek. Był tam płotek na którym mogłam pstryknąć sobie foteczkę:





Dalej przeszłam wzdłuż osiedli. Domki wyglądają tak i są troszkę jakby przyklejone do siebie. Jeszcze na uwagę zasługiwała super furka. 

10/11 kwietnia dzień bez Smoleńska

Wczoraj, miałam plan przejścia się nad Savę i popstrykać kilka fotek.
Dookoła jest dość dużo jezior, pole golfowe i odwodnienia z miast. Przechodząc na drugą stronę ulicy natknęłam się jednak na małą niespodziankę, wielka dżdżownica Magda prężyła się na nawierzchni, a to oznacza tylko jedno, deszcz.
Chmury owszem krążyły, ale nie były zdecydowane konkretnie na działania. Tak jak bywa to w górach, po około 30 minutach lało jak z cebra.
Mam ze sobą zawsze parasolkę więc tak czy siak kierowałam się nad rzekę.
Tymczasem chłopcy ( z Łodzi, Gdańska i Warszawy) wracali do mieszkania, zabrałam się z nimi.

Wieczorem wychodziliśmy na kolację do małej knajpki w Centrum. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy troszkę, pośmialiśmy się. Dzięki temu, że jest tutaj również w miarę młoda ekipa, swobodnie się dogadujemy.
Wróciliśmy do mieszkań około północy. Na szczęście startowałam dopiero na 10:00 miałam jedno spotkanie więc poleżałam sobie spokojnie do 8.

Na razie jakoś stabilizujemy sytuacje, ale wszystko jedzie dobrym torem.
Nie powiedziano tutaj słowa o Smoleńsku, chyba to jakiś skandal.

Spacerki w Słonku

 Wczorajszy obiad wybierany na czuja. Niestety rozpadało się na tyle, że musiałam zrezygnować ze spacerku. Zostałam zgarnięta po drodze do mieszkania i później uderzyliśmy drużyną na stare miasto.
 Jeden z przystanków osobowych w drodze do pracy. Jak widać dziś wiosna w pełni, jest powyżej 20 stopni, więc może dziś uda mi się wpaść nad rzekę.
 A to kwiatki, wszędzie ich pełno, na każdym trawniku.
 Widok na góry. Ponoć na jednym z wzniesień znajdują się jakieś ruiny zamku, więc kolejny punkt programu do zobaczenia.
 WARAN CHORWACKI wygrzewa się na Słońcu, te rzadkie stworzenia mają niesamowite przyzwyczajenia. Cało dniowe opalanko. 
A to co udało mi się znaleźć na trasie.

środa, 10 kwietnia 2013

Widok z kuchennego okna


Widok z okna kuchennego na dużą górę. Tak wygląda i dziś się prezentuje znakomicie.

Zagrzeb Kolejowy

Główna linia kolejowa prowadząca do miasta położona jest równolegle z jedną z głównych ulic, nie ma specjalnie nasypu i zabezpieczeń, wejść można na nią bez problemu. Jest dwutorowa, później się zostaje tylko jeden tor.
Z pracy około godzinkę marszu i dotarłam do przystanku osobowego, chciałam porobić troszkę fotek, ale nadjechał pociąg. Kupiłam bilet u konduktora za 10,40 kn na odcinek 7 km.

Wysiadłam na Zagrzebskim Głównym czyli w ścisłym centrum, obeszłam co, ciekawsze. Ulice Nicola Tesli, główny plac, pomnik kolesia na koniu i śpiewaków.
Mają Ericssona, którego dawno w Polsce nie widziałam. Rynek prosty, niezbyt okazały, jeśli skręci się w boczną uliczkę można trafić na targowisko miejskie w Szamotułach. Główny plac wielkości może Placu Wolności w Poznaniu.
Dość okazała się katedra z budynkami pobocznymi. Wszędzie za to pełno ludzi i to wcale nie turystów. Ludzie normalnie spotykają się na kawie w ogródkach restauracji i tętni życie. Każdy znajdzie coś dla siebie, widziałam również knajpkę na maksymalnie 10 osób.
Przestrzenie są ograniczone i można się schować na mniejszych placykach, wszędzie pełno różnego rodzaju sklepów. Kawa kosztuje mniej niż bilet kolejowy, więc nie ma się co dziwić że zachęca do wyjścia z domów.
Może nie jest tu bogato, ale na pewno przytulnie. Ludzie mili, zawsze pomocni, żeby wskazać drogę. Mimo, że urzędnicy są dość "komunistyczni". Najwyższa i słuszna władza Ministerstwo coś ogłasza i z nikim nie konsultuje, gminy, lasy nic nie wiedzą, nie uzgadniają gospodarki przestrzennej, bałagan.

Tak więc nie powala na kolana, ale nie spodziewam tego, więc jest okej. Zdjęcia ze spacerku klik

Kolejne punkty programu to Muzeum Nauki, spacer w górach i rzeka.  Pobliski szczyt ma ponad 1000 m npm. Ponoć układ miasta przypomina Nowy Sącz, nie wiem, nie byłam.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Pierwszy dzień na prawdę.

Wczoraj padłam na amen, podróże zrobiły swoje i około 22:00 spokój i cisza była całkowita.
Mam dość mały pokoik, ale w zupełności wystarczy, wielkie łóżko, które spełnia również rolę biurka i krzesła.
W sąsiedztwie mam kilka sklepów droższych i tańszych, zakupy podstawowe wyniosły około 173 kn, ale jak się okazało nie mam jeszcze kilku rzeczy, dzięki którym może być troszkę przytulniej.

Dziś biorę swoją mapę i idę na spacerek. Od mieszkania do biura według google mam około 45 minut pieszo, więc wzięłam wygodne buty i plecaczek, w planach jest również rozgryzienie komunikacji miejskiej, która jeździ jak chce.

Ogólnie jesteśmy na drugim końcu miasta więc do centrum mam jakieś 2 h marszu, nie wiem czy będę w formie na powrót więc istnieje obawa, że będę musiała się wesprzeć nowymi niebieskimi tramwajami.

Punkt pierwszy to pan Tesla, muzeum nauki i stare miasto.Na razie zlokalizowałam niedaleko szpital psychiatryczny, ale budynek jest dość okazały, więc w razie czego będę miała niedaleko.
Z grubsza ciąg dalszy  aklimatyzacji, chociaż w sumie nie wiem czy to dobre słowo.

Spałam dobrze, w miarę rozumiem chorwacki, za tydzień chyba sama zacznę już coś nawijać. Z angielskim też sobie radzę, troszkę problemu mam jeszcze z branżowym słownictwem, ale sprytnie to omijam.

Zwrócono mi dzisiaj uwagę na to, że kratki w wycieraczkach obuwia są pionowe, a nie poziome i w rzeczywistości butów nie wycierają i tak. Ponoć jest tutaj kilka innych dziwnych rzeczy, w stylu zamurowanych drzwi do których prowadzą schody, ale jakoś nie przeszkadza mi to, przynajmniej widać, że jest dobry humor w narodzie.

Widać też, że Chorwaci ostro inwestują w stolicy, budują chodnik już ponoć 4 tygodnie. Paliwo kosztuje około 10,50 kn czyli tak jak u nas. Nie trzeba mieć cały czas zapalonych świateł w samochodach. Drogi są stare i zmęczone, ale nie dziurawe. Nie radzą sobie też jak my ze studzienkami kanalizacyjnymi i odwodnieniami, są kwadratowe i dookoła nich nie ma wcale asfaltu są tylko po prawej skrajnej stronie pasa, a nie na środku więc można się jeszcze ratować ominięciem ich.

Wielka góra jest dziś zachmurzona, ale myślę, że jutro w końcu się przygotuje do fotografowania, bo spodziewamy się 18 stopni :)
Planuje również zainwestować w rower, jakiś używany bez przerzutek i innych takich bajerów, pewnie mają tutaj jakiś pchli targ. Na razie dość opornie idzie mi szukanie informacji na ten temat, ale zapytam tutaj dwujęzycznych członków załogi.




poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Przylot

Kopenhaga jest super szczególnie, ze port lotniczy, stacja kolejowa, autostrada i port wodny są na jednym fyrtlu, można więc bez problemu się przesiadać z jednego środka transportu. Na pewno jest warta odwiedzenia i przejścia.
Mają wielki most łączący lądy i wygląda to jak najprawdziwsza autostrada do nieba, wtedy właśnie myślę, sobie, że ludzie to są jednak niesamowici.
Zbudować coś takiego i obok 20 wiatraków zanurzonych w wodzie.
Zaraz obok na bezdrzewnej wyspie, stały tylko dwa domy, ktoś bardzo nie lubi towarzystwa i znalazł wyśmienite miejsce do nie widzenia nikogo.

Patrząc na to wszystko z góry, dokładnie widać że statki mimo, że mają całe bezkresne morze do wykorzystania korzystają z jednego toru. Nie trudno o kolizję i stąd teraz wiem, jak to statki na siebie mogą bardzo łatwo trafić.  I jak to wszystko jest takie malutkie, a niebo całkiem niebieścieje osiągamy 11 tysięcy, przynajmniej tak mówił kapitan i nagle nad Tobą leci inny turbodoładowany obiekt, to zaczynają się prawdziwe wyścigi, krzyżują się smugi, troszkę nami zarzuca. Innych użytkowników mojego nieba jak się okazało było sporo, naliczyłam chyba z 7 sztuk. Z mapki wynika, że musiała to być Praga.

Zaraz później wielkie góry, zaśnieżone szczyty i małe domki w kotlinach i dolinach. Nie wiem, co to było, ale masyw był na prawdę potężny. Im dalej tym mniej chmur, nie żeby jakoś wiele było ich po drodze.

Zagrzebiu oczywiście, nikogo nie było, ale znamy się nie od dziś. Krótki telefon i podjechała po mnie nowa taksówka o numerze 73 z systemem start stop. Troszkę pogadałam z taksówkarzem, ale nie za wiele, zapłaciłam prawie 143 kuna za dojazd ponad 20 km, więc chyba nie najgorzej.

Ekipa bardzo sympatyczna, ogólnie wszyscy sympatyczni, ekipa całkiem fajna więc nie mam co narzekać.
Nie wiem jak wygląda sprawa z lokum więc możliwe, że do jutra.

Orzeł wylądował

Nie dam rady chyba dziś chyba wszystkiego opisać bo lot z Kopenhagi do Zagrzebia, mimo, że na około, był chyba jednym z lepszych pomysłów.
Wielka woda, statki jeden za drugiem z odpowiedniej wysokości wyglądają jak ziarenka, ptaki, elektrownie wiatrowe w morzu i te poszarpane brzegi, później wielkie zaśnieżone szczyty Czech i Brandenburgii.

W Zagrzebiu lotnisko malutkie, ulice kiepskie szaro-bure, Polska lat 80, tylko z lepszymi samochodami, ale mają nowe tramwaje, super autobusy i wypasione autostrady, mimo, że niektóre drogi wydają się urwane wiele lat temu i prowadzące donikąd.

Zagrzeb strzeże wielka góra, którą dziś skąpana jest w chmurkach, ale jest ciepło i słonecznie 12 stopni no i niezapominajki kwietną wszędzie, na każdym trawniku.
Trochę się z Bośniakami nie lubią bo na murach jakieś brzydkie napisy na nich wypisują. Nie jest też ciężko zrozumieć co mówią, jeśli się odpowiednio uważnie wsłucha.

Koleje są jednotorowe wybieram się na rekonesans może jeszcze dziś.